POWITANIE WIOSNY
w lasach między Zielonką a Markami
(22.03.2003)




Tradycyjnie, tak jak co roku, uczciliśmy zakończenie sezonu narciarskiego i rozpoczęcie wiosny. Tym razem organizatorzy – Państwo Elżbieta, Dukla i Wojtek Jezierscy – poprowadzili nas plątaniną leśnych ścieżek z Zielonki do Marek (a ściślej do „Markovii”).
Część uczestników wyruszyła pociągiem z nowo zbudowanego Dworca Carrefour-Wileński, aby spotkać się z resztą na stacji w Zielonce. Powitanie było niezwykle serdeczne (wszak nie widzieliśmy się od czasu ostatniej imprezy, tzn. od tygodnia, a może od ostatniego poniedziałku, czyli od „kręgli”!).



UWAGA!!! Kliknij na zdjęcie aby je powiększyć.


Główny przewodnik – Dukla – obwąchała wszystkich życzliwie i poprowadziła niezwłocznie w kierunku lasu. Niestety mijana po drodze knajpka „U Pietrzaków” a także fakt, że właśnie miał za chwilę wylecieć Małysz skłoniły nas do wstąpienia na jedno piwo, aby w skupieniu i spokoju wysłuchać z walkmenów relacji radiowej.
No i warto było! Usłyszawszy na własne uszy, że Adam zdobył wreszcie upragniony tytuł i pokrzepiwszy się „Żywcem”, mogliśmy ruszyć w drogę!.















UWAGA!!! Kliknij na zdjęcie aby je powiększyć.


Pogoda dopisała nadzwyczaj! Nad nami rozpościerał się błękit nieba, słoneczko przygrzewało – idealne warunki do wędrówki. Trasa wiodła dolinami i wzgórzami, mijając po drodze zamarznięte jeszcze stawy.









UWAGA!!! Kliknij na zdjęcie aby je powiększyć.


Pokonywanie tych ostępów leśnych nie było rzeczą łatwą, nic więc dziwnego, że kuchnia polowa wydawała co pewien czas prowiant i napoje orzeźwiające. Tylko dzięki temu mogliśmy w ogóle kontynuować wędrówkę w tak ekstremalnie trudnych warunkach, przypominających zajęcia w szkole przetrwania... Desant przez szosę okazał się wyjątkowo trudny – przejeżdżał akurat samochód osobowy, a niestety zginęły gdzieś stojące zwykle w tym miejscu panienki, regulujące ruch na tym ruchliwym i niebezpiecznym odcinku! No, jakoś udało się sforsować i tę przeszkodę...









UWAGA!!! Kliknij na zdjęcie aby je powiększyć.


Jeziorki postanowiły dodatkowo utrudnić nam trasę prowadząc nas do miejsca na ognisko dookoła stawu, zamiast na skróty środkiem przez lód! Wreszcie dotarliśmy na miejsce postoju. Kobitki zabrały się do przyrządzania kiełbasy do pieczenia a mężczyźni przygotowali i rozpalili ognisko.



Nie obyło się oczywiście bez rytualnego podpalenia Marzanny i wrzucenia jej do wody (a właściwie na lód; co prawda podczas upadku odpadła jej głowa, ale i tak nie będzie jej potrzebna – woda sama zaniesie ją do morza do Gdańska).









UWAGA!!! Kliknij na zdjęcie aby je powiększyć.


Kiełbaski przysmażyły się nad ogniskiem znakomicie, kuchnia wydała pieczywko, musztardę, ogóreczki i inne cuda. Aha – jeszcze po placu krążyła Bacia z puszką oliwek anchois (wszyscy pozwalali sobie wkładać do buzi) – rozpusta! Aby jakoś w miarę łagodnie i bezboleśnie przejść ze stanu zimowego w wiosenny serwowano napoje zimne i gorące. Szczególnym uznaniem cieszyły się napoje ziołowe (oparte na ziołach, tarninie, jarzębinie, owocach stocka, gdzieniegdzie wyczuwało się nawet posmak anyżku). Posileni, mogliśmy wuruszyć w dalszą drogę.











UWAGA!!! Kliknij na zdjęcie aby je powiększyć.


Zmęczenie zaczęło dawać się już nam we znaki; peleton uległ rozerwaniu na trzy części: z przodu oderwał się Wojtek z Prezesem, potem główna część ekspedycji a na końcu Bożenka z Rybą (ryba – jak wiadomo – nie może na płetwach poruszać się zbyt szybko po lądzie stałym... Może gdyby podlewać jej z przodu ścieżkę wyciągiem z owocu stocka – byłaby w stanie wprawić płetwy w ruch bardziej zdecydowany?... Niestety, zapasy wspomnianego napoju się kończyły). Taka właśnie sytuacja umożliwiła Grubemu z Prezesem oderwanie się od peletonu i wytyczenie niekontrolowanej trasy przez podmoknięte łąki wśród kałuż, gliny, błota i zwałki śmieci! Była to zemsta Wojtka, który zagadał Prezesa do tego stopnia, że ten nie zorientował się w sytuacji, tylko jak ten baran szedł za nim w największe błoto.









UWAGA!!! Kliknij na zdjęcie aby je powiększyć.


Wreszcie dotarliśmy do ulicy Sowińskiego. Dukla zdziczała w lesie do tego stopnia, że żadna suka ani pies w całej Markovii jej nie poznały i ujadały jak wściekłe na jej widok! W domu powitał nas Następca Tronu Markovii – Pysiek, a niedługo potem przybył, owacyjnie witany, Dziadek Kazio. Kobitki szybko zabrały się do pracy: na stole pojawiły się różniste wiktuały – sałatki, śledzik, wędliny, ciasta i owoce. Za chwilę Jacek rozpoczął podgrzewanie (w trzech turach) bigosu. Na szczęście (głównie z uwagi na podeszły wiek Dziadka Kazia) apteka u Jeziorków zawsze jest nienagannie zaopatrzona w zioła, napary, wyciągi z owocu stocka, więc znowu można było się wzmocnić (naparzyć). W międzyczasie wynikła afera – Jacek zgubił gdzieś swoje ulubione rękawiczki. Po burzliwej wymianie zdań już właściwie zostało ustalone, że to Iza nie dopilnowała tych rękawiczek i zostały na pewno w knajpie w Zielonce – Jacek zdjął kurtkę i okazało się, że przez całą drogę nosił rękawiczki w kapturze... Na drugi raz dwa razy pomyśli zanim zdejmie kurtkę; właściwie mógłby siedzieć w niej cały czas (Jeziorki z okazji wiosny wyłączyły ogrzewanie) i wszystko by było jak trzeba...
Nie myślcie sobie, że był to jedyny intelektualny fragment imprezy: w zespołach, podgrupach i sekcjach prowadzone były przez cały czas ożywione dyskusje zarówno na tematy międzynarodowe (wojna w Iraku), polityczne (afera Rywina), sportowe (Małysz), wakacyjno-wyjazdowe, światopoglądowe, obyczajowe. Omówiono również najbliższe plany wyjazdowe (śnieg wciąż leży na stokach w górach, a narty jak leżą bezużytecznie to się tępią).

Impreza była ze wszech miar udana i z całą pewnością będzie kontynuowana w latach następnych.

A udział w niej wzięli:

Ela, Dukla i Wojtek Jeziorki
Ania i Darek Cherubiny
Bacia i Bodzio Puśki
Bożenka i Waldek Rybowie
Małgosia Kloziakowa
Iza i Jacek Mamoniowie
Jola Mirowska
Tolek Boroń
oraz miłościwie nam panujący Prezes, który też cykał zdjęcia...


POWRÓT



© 2003 by KKKT „Trawers”